American Crime Story: Zabójstwo Versace (2018-) 2 sezon
gatunek: biograficzny, dramat
Po świetnej randce z pierwszym sezonem American Crime Story
z rozbiegu włączyłam sezon kolejny dotyczący zabójstwa włoskiego projektanta. Tytuł
bardzo chwytliwy. Moje oczekiwania też ogromne. Gianni Versace – persona, którą
kojarzy każdy. Historia Jego życia była mi obca. Bardziej siedziałam w tematyce
sezonu pierwszego, który odnosił się do sprawy O.J. Simpsona. Z biegiem
odcinków troszkę się zdziwiłam, myśląc, że serial będzie uderzać głównie w
tematykę życia i śmierci Gianniego Versace. Nie nastawiajcie się na wnikliwą
analizę życia włoskiego prekursora oraz kreatora mody, który założył słynny dom
mody. Uznaję to za minus produkcji. Mój negatywny odbiór tej kwestii dotyczy
również faktu, że czekałam na większą ilość scen z Penelope Cruz, odgrywającą
rolę siostry wielkiej sławy. Odcinki płyną, my zaś w głównej mierze wnikliwie
wczuwamy się w historię Andrew Cunanana, który zabił Versaciego. Twórcy serialu
skupili się głównie na tym wątku. Latem 1997 roku Versace został zastrzelony
przez tego seryjnego mordercę. Na podstawie prawdziwych wydarzeń oraz akt
policji poznajemy wszystkie ofiary tego okrutnego człowieka. W tle zaś przewija
się motyw słynnego Włocha. Nie chcę wchodzić w szczegóły, by nie zdradzić zbyt
wielu wątków. Sama troszkę popsułam sobie zabawę, ponieważ z ciekawości
zaczęłam czytać wszystkie wątki dotyczące Andrew Cunanana. Robiąc to poznałam
osoby, które zabił. Serial ma specyficzną fabułę, wątki nie idą w odpowiedniej
kolejności, więc przeszłość, teraźniejszość i przyszłość mieszają się
bezustannie. Zbyt duża wiedza właśnie dlatego zniesmaczyła mi zabawę, bo
wiedziałam za dużo. Myślałam, że moje większe zainteresowanie wyjdzie mi na
plus, tak jak w pierwszym sezonie, jednak pomyliłam się. Ogromnym plusem tego
serialu jest gra aktorska. Tutaj poziom jest równie wysoki co w pierwszym
sezonie. Daren Criss obłędnie wciela się w swoją rolę. Nie dziwię się, że
dostał Złotego Globa i Emmy. Doskonale wkomponowano tutaj muzykę. Myślę, że
buduje odpowiednio napięcie i zachwyca wspomnieniami. Wszystko zaciekawia,
intryguje i wciąga oglądającego, ale moim zdaniem o wiele bardziej powala na
łopatki i zachwyca sezon pierwszy: Sprawa O.J. Simpsona. Być może wynika to z
faktu, że z większą radością oglądam fascynujące sceny z procesu sądowego.
Szala przechyliła się w tym kierunku, pewnie dlatego, że bardziej znałam
historię słynnego futbolisty, aktora filmowego i przebiegłego przestępcy. Zaintrygowały
mnie niejasności związane z Jego uniewinnieniem. Historia śmierci Gianniego
Versace, a właściwie nota z życia Jego zabójcy nie przebiła tamtej tematyki.
Podkreślam, nie żałuję, że spędziłam czas oglądając „American Crime Story:
Zabójstwo Versace”. Polecam ją każdemu! Uważam jednak, że producenci bardziej
trafili w mój gust pierwszym sezonem.
Komentarze
Prześlij komentarz