grafika z cnet.com
Produkcje z Uniwersum Marvela już od
jedenastu lat przyciągają do kin rzeszę fanów. Trzeba powiedzieć
wprost, że nawet sama produkcja dwudziestu filmów to wyzwanie, a co
dopiero jeżeli tytuły te są ze sobą powiązane i tworzą ogromną
historię. I mówimy tu o zespojeniu ze sobą historii i postaci tak
różnych, tak odmiennych, że na pierwszy rzut oka nie mają szans,
aby cokolwiek ich łączyło. Patrząc na trzeźwo to mamy tu
żołnierza z drugiej wojny światowej zamrożonego na kilkadziesiąt
lat, który budzi się w zupełnie nowej rzeczywistości, nordyckiego
boga piorunów, bogatego naukowca, który nie stroni od przyjemności
życia doczesnego, króla afrykańskiego superpaństwa czy np.
gadającego szopa zakochanego w totalnej demolce. A to tylko część
naszego towarzystwa. Ja widzicie różnorodność postaci jest
ogromna. Co ważne zdecydowana większość tytułów Marvela stała
na wysokim poziomie, dając widzom mnóstwo radości z seansu. Nie
inaczej było z Avengers: Infinity War, które pozostawiło nam
niedokończoną historię którą poznajemy w Avengers: Endgame.
Powiem szczerze, powtarzając wpis z
naszego fb: oczekując na ten film jarałem się jak Rzym za Nerona.
Był to tytuł, którego wyczekiwałem najbardziej w tym roku.
Jednocześnie w tyle głowy świtała mi obawa, że może on
rozczarować. W końcu w uniwersum zdarzały się tytuły, które
zaniżały poziom. Dodać należy, że na Endgame wisiała ogromna
presja ze strony fanów, a jak wiadomo presja często wywiera błędne
decyzje u autorów. Jestem już po seansie i mogę z czystym sercem
powiedzieć, że moje obawy były zbędne. Avengers: Endgame
prezentuje sobą wszystko co najlepsze w świecie Marvela! Historia
opowiedziana w filmie wciąga od samego początku, znajdziemy w niej
wiele zwrotów akcji, podniosłych scen przerywanych typowym
marvelowskim humorem. Fabuła Endgame zaskakuje od samego początku i
przedstawia nam naszych bohaterów w zupełnie inny sposób.
Genialnie zobrazowano „ludzką” część każdego z bohaterów,
to jak każdy z nich radzi sobie z porażką, z utratą bliskich.
Prawda, każdy z nich w przeszłości upadał i w końcu podnosił
się z kolan, jednak to co widzimy w czwartej odsłonie Avengers to
zupełnie inny kaliber. Endgame to historia przedstawiająca rozterki
i wewnętrzne dramaty ocalałych bohaterów, ukazuje wpływ wydarzeń
z poprzednich przygód na każdego z nich. Mamy tu sentymentalną
podróż po uniwersum, podróż oczyszczającą sumienia oraz
wątpliwości naszych bohaterów. Można nawet powiedzieć, że
naszych „herosów” poznajemy od nowa. Chętnie napisałbym więcej
z wyszczególnieniem konkretnych postaci oraz wydarzeń, jednak nie
chciałbym tu spoilerować.
Jak w każdej produkcji Marvela
opowiedzianą historię zwieńcza ostateczny pojedynek. I powiem wam,
że na tą walkę warto było czekać. Epickość czuć tu przez
każdą sekundę, wydarzenia na ekranie wręcz się pochłania, nie
ma tu miejsca na nudę i nawet gdy wydaje nam się, że wiemy co za
chwilę się stanie to po raz kolejny Endgame nas zaskakuje: „nie
to jeszcze nie koniec”. Epickości całego wydarzenia dodają
genialne efekty specjalne, które jak zawsze stoją na wysokim
poziomie.
Avengers: Endgame jest wspaniałym
zwieńczeniem poznanych dotychczas historii ze świata Marvela. Film
przesiąknięty jest epickością, posiada mnóstwo odwołań do
poprzednich filmów z uniwersum. Co ważne mają one ważny wpływ na
fabułę filmu, a nie są jedynie elementem mającym wywołać
sentymentalny efekt u widza. Dodajmy do tego typowy dla Marvela
humor, odpowiednio wyważony, nie tworzący z filmu komedii, genialne
efekty specjalne, pochłaniającą bitwę końcową. Całość tworzy
tytuł wręcz idealny. Jestem pewien, że każdy fan serii wyjdzie z
kina w pełni usatysfakcjonowany. Jedyne co mi przeszkadzało w
filmie to ostatnia scena, która według mnie była całkowicie
zbędna. Ale i tak nie zmienia to mojego końcowego odczucia na temat
Endgame.
A wy byliście już w kinie na
Avengers: Endgame? Jakie są wasze wrażenia?
Komentarze
Prześlij komentarz