"Nikt nie idzie"
Jakub Małecki
Wydawnictwo Sine Qua Non
Kraków 2018
Są książki, które trafiają na listę bestsellerów
bezpodstawnie i zbyt szybko. Triumfalnie
sięgasz po nie, by szybko zapomnieć. Pokrywa je kurz i doza rozczarowania.
Są książki, które owszem, wysokie rankingi znają, ale jest
to uzasadnione i bezbłędnie cudowne. Ciężko jest znaleźć taką ofertę. Trudno jest odkryć książkę, tekst, przesłanie autora,
które naprawdę i w stu procentach są wyśmienicie dobre. „Dygot” i „Rdza”, które
spotkałam, sugerowały mi, że warto, a nawet trzeba uśmiechnąć się w stronę
Jakuba Małeckiego. Złapałam za „Nikt nie idzie” zbyt późno. Zamarłam. Jestem
wstrząśnięta doszczętnie. Nie mogę przestać myśleć o tej historii – prostej,
lecz dogłębnie prawdziwej. Nie mogę i nie chcę zapomnieć. Te słowa powoli
wnikają w moją świadomość, powoli uświadamiają mi – że to literatura z górnej
półki. Moc słowa ma wydźwięk kolosalny. Chciałabym Was bardzo zachęcić do
lektury. Nie jest to łatwe zadanie, ale zróbcie to dla siebie, dla bliskich i
nieznajomych. Przeczytajcie, by napełnić się dobrem, by zacząć widzieć to, co
zasłonięte, stanowiło największą wartość w Waszym życiu.
Już od pierwszych stron wejdziecie w kameralny świat uczuć.
Każdy z bohaterów to pudełko wypełnione po brzegi sentymentalizmem. Ktoś coś
traci, ktoś zyskuje. Marzenka – maniaczka fotografii fontann – traci część
siebie, zyskując czas dla tego najważniejszego. Poświęca się, myślami brnąc do
Antoniego – pilota. Antoni traci najwięcej. Wzbija się w powietrze i powoli
spada. Jest też Klemens – zamknięty w sobie, otoczony balonami, który gromadzi
w sobie wszystko: dobro i zło, tak trudne do odróżnienia dla niego i ogromne
pokłady miłości, wiary i odwagi. Gdzieś w tym wszystkim jest zgubiona mama i
tato, odnaleziona zaś Olga, która przypadkiem chce pomóc, nie bojąc się
wyciągnąć dłoń ku trudnym decyzjom. Olga jest mistrzem szukania i gubienia
jednocześnie. Traci miłość, nadzieję na największe szczęście, zyskując
Klemensa. Klemensa i balony na niebie. Subtelność słów, nierozbudowana historia
to majstersztyk przekazu. Kruchość emocji, kruchość życia i nas – to nadzwyczajny
zabieg Jakuba Małeckiego. Stwarza przestrzeń, która nie daje spać, która
wwierca się w myśli, słowa, emocje. Tak jak Japonia dla jednego z bohaterów,
tak „Nikt nie idzie” stało się moją obsesją. Polecam ją każdemu i w każdej
sytuacji. Chcę z bliskimi rozmawiać o intrygującej rzeczywistości książki.
Pragnę dyskutować o wnioskach, porównaniach, odniesieniach. Chcę nucić magię
tej książki. Czytam od wielu lat i sporo. Kocham książki. „Nikt nie idzie” stoi
na podium.
Wychodzisz z domu, idziesz na spacer, zwykłe zakupy,
odwiedzić znajomych czy babcię. Nie wiesz, co czeka za rogiem, nie wiesz kogo
spotkasz i w jakiej sytuacji. Ludzkie drogi krzyżują się w najdziwniejszych
momentach. To ewidentnie widać u Jakuba Małeckiego. Olga widzi Klemensa po raz
pierwszy, jest on dla niej tajemnicą – chłopcem/mężczyzną z balonikami. Ich
światy są zamknięte. Zupełnym przypadkiem, podczas okropnej tragedii - ścieżki łączą
się. Połączenie to ma cel. Jak wszystkie małe momenty w życiu. Takie spotkania
to rozsypane wspomnienia, które łączą się w całość. Trzeba dać tylko czasowi
czas, by zauważyć prawdziwy ciąg przyczynowo-skutkowy, by zauważyć sens. „Gdzieś
są słowa niewypowiedziane, niespełnione relacje oraz gesty zawieszone między
dwojgiem bliskich i obcych sobie ludzi. Wielkie miasto wypełniają miłość i
samotność”. Złapcie „Nikt nie idzie” w dłonie, usiądźcie na przypadkowej ławce
i czytajcie. Podczas tej czynności spójrzcie na otaczający Was świat i ludzi. Może
przypadkiem połączy Was hipnoza. Może ta chwila pozostanie z Wami na długo.
Dłużej niż sami byście się spodziewali.
Zobacz również:
- "Dygot" Jakub Małecki
- "Dżozef" Jakub Małecki
- "Horyzont" Jakub Małecki
Komentarze
Prześlij komentarz