|
Glen Cook - Port Cieni - Kronika Czarnej Kompanii |
Port Cieni autorstwa Glena Cooka to
powieść osadzona w uniwersum znanym z Kronik Czarnej Kompanii.
Wiele słyszałem o tej serii, jednak nigdy wcześniej nie dane mi
było poznać tych historii. Tym chętniej sięgnąłem po ten tytuł,
w końcu mogłem się przekonać, czym tak bardzo zachwycali się
fani kompanii. No i albo kompletnie nie rozumiem fenomenu tej serii,
albo Port Cieni nie dorównuje poziomem poprzednim książkom, nad
którymi rozbrzmiewają takie zachwyty.
Lwia część fabuły rozgrywa się
wokół miasteczka Aloes, w którym stacjonuje Czarna Kompania.
Wydarzenia przedstawione są z perspektywy Konowała – kronikarza i
medyka Czarnej Kompanii. Armia ma zadanie poszukiwać wszelakich
jednostek, które stawiają bunt przeciwko Pani. W pewnym momencie
otrzymują zlecenie odnalezienia kobiety o imieniu Tides Elba, która
ma być bramą do tytułowego Portu Cieni. Otwarcie owej bramy
skutkowałoby powrotem Dominatora z grobowca. Buntownicy zrobią
wszystko, aby sprowadzić go z powrotem do swojego świata, zadaniem
Czarnej Kompanii jest temu zapobiec.
Pozostałe dwa wątki skupiają się
wokół historii nekromanty, który szuka sposobu na ożywienie
zmarłych oraz wokół sióstr Senjak. Te dwa wątki rozgrywają się
na przestrzeni wieków i mają duże znaczenie. Na moje szczęście,
przed rozpoczęciem lektury zapoznałem się trochę z ogólnym
światem przedstawionym w tej serii, dlatego w miarę wiedziałem co
z czym łączyć. Jeżeli ktoś tego nie zrobił i zabrał się za
Port Cieni to wątpię czy zrozumiał do końca tą część
historii.
W wątku Konowała i Aloesu przewija
się mnóstwo postaci członków Kompanii. Miałem z nimi wielki
problem. I nie chodzi tu o fakt, że nie kojarzyłem ich z
poprzednich przygód, ale o to, że są one dla mnie totalnie
„płaskie”, niczym się nie wyróżniają. Równie dobrze autor
mógłby co chwilę zmieniać ich imiona, a ja nawet nie zauważyłbym
różnicy. Błędy czy zachowania, które według Konowała były
przypisane w sposób oczywisty do konkretnej postaci dla mnie taką
„oczywistą oczywistością” już nie były. Tak samo większość
wydarzeń opisanych przez Konowała po prostu się dłużyła, była
strasznie monotonna i nie potrafiła mnie wciągnąć na tyle by
wzbudzić moje zainteresowanie. Jedyny ciekawy wątek to ten z
Niesfornym Deszczem i jej „gromadką”. To były chyba jedyne
postaci z charakterem.
Sama historia nekromanty i sióstr
zainteresowała mnie o wiele bardziej. Niestety te wątki stanowiły
zdecydowaną mniejszość. Poza tym gdyby nie wcześniejszy mały
„rekonesans” uniwersum raczej przyjemności z lektury nie miałbym
żadnej.
Niestety Port Cieni zawiódł moje
oczekiwania, które miałem po poznaniu opinii na temat poprzednich
książek z tej serii. Spodziewałem się ciekawych bohaterów, którzy
na długo pozostaną w pamięci, a za to otrzymałem postaci, które
po lekturze dosyć szybko przestały dla mnie istnieć.
Dziękujemy wydawnictwu Rebis za
udostępnienie egzemplarza książki do recenzji.
Ech, szkoda, ze ta książka wypadła tak słabo. Ale można się tego było spodziewać po ogólnej tendencji serii, w której każda kolejna historia była coraz słabsza.
OdpowiedzUsuńJa jestem niemiło zaskoczony. Po tylu pozytywnych ocenach serii spodziewałem się o wiele więcej. Pomijając nawet fakt, że coś mogło być dla mnie niezrozumiałe poprzez nieznajomość poprzednich historii to Port Cieni nudził.
UsuńNiestety trzeba przeczytać najpierw wszystkie tomy Czarnej Kompanii aby rozumieć o co chodzi Konowałowi. Ja właśnie kończę port cieni i moge stwierdzic ze ta ksiazka jest slabsza od pozostalych tomow. Dodatkowo albo Cook cierpi na demencje demecza albotlumacz i edytor bardzo zawiedli bo czasem gubilem watek (byc moze ja jestem glupi)i nie rozumialem o czym pisze. Czytalem raz po raz te same zdania i mialem wrazenie ze zostal tam dodany splot bezsensownych slow lub ze znaczna czesc tekstu zostala usunieta. Takich dziur bylo sporo. Zaczynac czytanie czarnej kompanii od portu cieni jest jak ogladanie star wars od przebudzenia mocy. Analogiczy poziom serii i odstep czasowy.
OdpowiedzUsuń