|
Star Wars: Skywalker. Odrodzenie plakat |
Za każdym razem oczekiwania związane
z kolejnymi filmami z sagi Gwiezdnych Wojen są przeogromne. Nic
dziwnego, że twórcom ciężko dogodzić fanom i prawie za każdym
razem na nowe tytuły spada fala krytyki. Wyjątkiem z ostatnich lat
jest Łotr 1, który został najcieplej przyjęty. Na przeciwnej
szali mamy film o Hanie Solo, który jak dla mnie był totalnym
nieporozumieniem. Pomiędzy nimi znajdziemy Przebudzenie Mocy oraz
Ostatniego Jedi, które niepotrzebnie i na siłę wprowadzonymi
postaciami oraz nudnymi jak flaki z olejem motywami zniweczyli
wszystko co dobre w nowej trylogii. Nic dziwnego, że rodziły się
niemałe obawy wobec trzeciej części trylogii.
Myślę, że mimo kilku niedociągnięć
zwieńczenie sagi można uznać za udane. Przede wszystkim
przedstawiona w filmie historia. Najwyższy Porządek dąży do
odnalezienia ukrytej planety, która kryje w sobie potęgę Sithów.
Użyta pozwoli stworzyć wszechobecne, niepokonane imperium.
Oczywiście Ruch Oporu dowiaduje się o poszukiwaniach i musi
zniweczyć plany Kylo Rena i nie dopuścić do ostatecznej porażki.
Jednak, aby w ogóle dotrzeć do planety trzeba najpierw znaleźć
pradawny artefakt wyznawców ciemnej strony mocy. Rey, Finn, Poe i
reszta brygady znów łączy siły, aby dokonać tego, co dla innych
wydaje się niemożliwe. Z opisu może fabuła wydaje się banalna
jednak to co przeżywają bohaterowie w trakcie misji, co kryje się
na tajemniczej planecie, oraz inne wątki poboczne tworzą naprawdę
ciekawą historię. Poza tym nie chcę spoilerować ;) Jak dla mnie
trzon fabuły były idealny na opracowanie całej trylogii. Po
dodaniu postaci Luka, Hana itp., rozbudowaniu wątków pobocznych
wyszłaby z tego świetna trylogia. Myślę, że przyjęłaby się o
wiele lepiej niż Przebudzenie Mocy i Ostatni Jedi. Dodajmy do tego
ciężki, mroczny klimat, który jest wszechobecny przy każdej
scenie poświęconej Sithom i to byłoby coś. Nieodłączną częścią
Gwiezdnych Wojen i ich fabuły są bitwy i walka na miecze świetlne.
Te robią wrażenie, są emocjonujące, dynamiczne. Ciągle coś się
dzieje, widz nie może narzekać na nudę. A, no i jedna rzecz
niezmienna w uniwersum SW – Szturmowcy nadal nie potrafią strzelać
;)
Kolejny element na plus, to na pewno
rozwój postaci. Wprost, za bohaterami nowej sagi nie przepadałem.
Wręcz mnie irytowali, szczególnie Finn i Poe byli dla mnie nie do
zniesienia. To obejrzeniu „dziewiątki” widać, że przeszli oni
dużą zmianę. Finn nie jest już taki irytujący, z Poe zrobiła
się ciekawa postać, charakterem nawiązująca do kultowego Hana
Solo, Kylo Ren nie jest już drącym ryja, niezadowolonym bachorem. O
samym Poe dowiemy się czegoś co znacznie ubarwi jego postać. Może
nie ma to znaczenia dla samej fabuły, ale pozwala, przynajmniej mi
pozwoliło spojrzeć inaczej na tą postać i bardziej zainteresować
się jego historią. I mały spoiler – dowiecie się kim byli
rodzice Rey oraz skąd wziął się Snoke – twórcy spiskowych
teorii, zobaczycie kto z Was miał rację ;)
Jedną z rzeczy, która od zawsze mi
się kojarzy z pierwszą trylogią jest humor. W Skywalker.
Odrodzenie też go nie zabrakło i stał on na niezłym poziomie,
porównywalnym, a może nawet przebijający ten z pierwowzoru. Faktem
jest, że często na sali słychać było śmiech po wstawkach np.
C-3PO, czy po zabawnych sytuacjach i reakcjach bohaterów, więc
chyba nie tylko ja byłem zadowolony z tego co zaserwowali twórcy.
No i oczywiście nawiązania do
poprzednich części. Tak, wiem w Przebudzeniu mocy szło tym rzygać
i były one tak nachalne, że aż nudne. Tutaj wygląda to zupełnie
inaczej. Nawiązania budują raczej klimat niż grają na uczuciach
fanów i wywołują raczej uśmiech i miłe wspomnienia niż
irytację. Nawiązań było całkiem sporo i to takich, które
pozwalają mi jeszcze cieplej odbierać ten tytuł.
Teraz trochę ponarzekam. Tak jak
pisałem wcześniej historia przedstawiona w filmie może się
podobać. Jednak jej poważnym problemem, jest to, że w pierwszej
fazie fabuła gna na łeb na szyję. Panuje chaos, mamy przeskoki
między wydarzeniami tak często, że przedstawione fakty w obliczu
ich natłoku tracą na wartości. Na szczęście sytuacja ta
utrzymuje się tylko na początku filmu, później tempo się
stabilizuje i można się skupić na wydarzeniach z filmu.
Druga sprawa to postaci poboczne.
Wprowadzono ich całkiem sporo i niestety nie miały one
wystarczająco dużo czasu, żeby przekonać do siebie widza. W sumie
to o większości z nich nie wiemy prawie nic poza drobnym zarysem
historii. A szkoda, ponieważ kilka z nich było naprawdę
interesujących i mogłyby wprowadzić coś ciekawego do historii.
Może dostaną szansę w innych produkcjach ;)
Ostatnia rzecz która mnie dosyć
mocno... chyba nawet zirytowała. Mowa o ostatecznej bitwie
kosmicznej. Zapowiadała się całkiem dobrze, trwała walka,
oczywiście Ruch Oporu zaczynał dostawać bęcki i gdy już się
zapowiadało, że nadchodzi epickie zwieńczenie, zacznie się
prawdziwa akcja to... tempo zwolniło i z epickiej bitwy pozostały
tylko marzenia. Była to scena, na której zawiodłem się
najbardziej i nie mogę jej przeboleć.
Zarówno do zalet jak i wad filmu
mógłbym dopisać po kilka przykładów, jednak przedstawiłem te,
które najbardziej wpłynęły na mój odbiór zwieńczenia sagi. I
ostatecznie... po seansie byłem zadowolony. Może nie jest wszystko
idealne jak fan gwiezdnych wojen mógłby sobie wymarzyć, jednak
jest to duży wzlot całej historii. Oczywiście coś bym usunął
w...., po prostu usunął, chciałbym, aby inne wątki były
rozbudowane itp. itd. Jednak moja ocena jest jak najbardziej na plus.
Historia wciąga, może początek za bardzo gna, ale potem jest jak
najbardziej ok, główne postaci to już nie ta sama irytująca
zbieranina, co w Przebudzeniu Mocy, czuć tą walkę o ostateczne
zwycięstwo. Nie żałuję czasu spędzonego w kinie i ta część na
pewno plasuje się w gronie moich ulubionych.
Komentarze
Prześlij komentarz