Jeżeli mieszkańcy Grafzatzy myśleli,
że krwawa wojna gangów na ulicach miasta jest największym z ich
problemów, to dobrze, że nie wiedzieli o tym, co kryje się w
kanałach pod ich domami. Właśnie tam znajduje się istota, przy
której problemy na zewnątrz to zwykła błahostka. Tajemnicza
istota nie tylko myśli, ale wciąż ewoluuje, rozrasta się, uczy i
zdobywa coraz to nowe moce. Jednak, aby mogła stawać się coraz
potężniejszą, potrzebuje źródła informacji, wiedzy i
umiejętności do ich kopiowania, a tym są ludzie i inne istoty
przez nią wchłonięte. Głód wiedzy jest potężny i ciągle
narasta, a żeby ją zaspokoić trzeba zdobyć kolejne „nośniki
danych”. Nawet sama magia może nie pomóc w walce z istotą,
potrzebna jest tu grupa wyjątkowych osób, które posiadają
niezwykłe umiejętności. Nie dziwi chyba nikogo, że wśród nich
musi pojawić się potężny czarodziej Bakly.
„Bakly: W objęciach śmierci” to
książka, którą czytało się z wielką przyjemnością. Sam trzon
historii nadal ciekawi i wciąga. Każdy z głównych bohaterów
to wyrazista, jedyna w swoim rodzaju postać, każda z własnymi
celami, priorytetami i interesami. Ich wydawałoby się osobne
ścieżki życia splatają się w jednym, konkretnym celu – walka
z istotą w kanałach. Nadal, choć cel jest ten sam, każdy walczy o
coś innego, jedni o śmierć i ulgę, inni za życie. Do każdego z
tych celów prowadzi walka, a tej mamy tu wiele. Tak, krew bryzga
tutaj często, gęsto i na różne wyszukane sposoby. Trzeba przyznać
autorowi, że opisy konfrontacji to ogromna zaleta tego tytułu. Są
one dynamiczne i doskonale obrazują nam, co właśnie dzieje się na
ulicach i w kanałach Grafzatzy.
Niestety nie wszystko poszło idealnie.
Sama ostateczna konfrontacja z istotą z kanałów po prostu nudzi.
Walka, walka, walka, walka, walka i walka i mógłbym to słowo
przepisać jeszcze kilka razy żeby zobrazować Wam jak to się
dłuży. Fakt, chwilę wcześniej napisałem o dynamice walk i o tym,
że opisy konfrontacji to zaleta tego tytułu, ale ile można? Jakaś
1/4 no może 1/5 książki to ciągły opis bitwy grupy śmiałków z
kanałowym antagonistą. I nie byłoby w tym może nic złego, gdyby
nie to, że ta ostateczna potyczka ciągle wygląda tak samo –
bohaterowie pokonali jedną grupę przeciwników, chwila odpoczynki
i... pojawia się nowa grupa, trochę silniejsza, która zostaje
rozbita w pył i... i wiecie co będzie za chwilę. Niestety ostatnia
faza tytułu zawiodła mnie i można sparafrazować tu znane hasło
„nie ważne jak autor zaczyna, ważne jak kończy”. Niestety
zakończenie tego tytułu do najlepszych nie należy.
„Bakly: W objęciach śmierci” od
początku wciągnęło mnie na dobre zawartą w sobie historią,
ciekawymi postaciami i dynamicznymi opisami walk. Niestety ostatnia
faza tego tytułu była dla mnie mocnym sierpowym prosto w twarz i
zabrała radość z czytania.
Jeżeli jesteście fanami Baklyego to
warto po prostu poznać zakończenie historii, którą pokochaliście
wcześniej. Jeżeli jednak już wcześniej nie pałaliście do tej
serii miłością, to „W objęciach śmierci” raczej nie zmieni
Waszego nastawienia.
Dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza książki do recenzji.
Cykl "Bakly":
1) "Bez litości"
2) "Czas żyć, czas zabijać"
3) "Szukając śmierci"
4) "Bakly. W objęciach śmierci"
Komentarze
Prześlij komentarz