"Niebo na uwięzi"
Christine Leunens
przełożył Mariusz Warda
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Poznań 2020
Zwiastun filmu „Jojo Rabbit”, uwzględniający sporo dobrych
cech czarnej komedii, zachęcił mnie do przeczytania książki „Niebo na uwięzi”,
która była inspiracją dla twórców filmu. Dzieło Christine Leunens, stawiane na
równi ze „Złodziejką książek” czy „Tatuażystą z Auschwitz”, trafiło w moje
klimaty czytelnicze. Jest tutaj sporo wzruszeń, interesujących wątków, postaci.
To nie kopia tego, co już skradło serca wielu odbiorców, a twór oryginalny, wyróżniający
się na tle innych.
Johannes jest gorliwym i wiernym członkiem Hitlerjugend. Za wzór
do naśladowania uważa Hitlera, starając się sprostać wszystkim wymaganiom
dowódcy. Po ciężkim urazie wraca do domu rodzinnego, gdzie fundament jego
wartości zostaje zachwiany. Sekretne pomieszczenie dużego wiedeńskiego domu
skrywa w sobie żydowską dziewczynkę – Elsę. Tak zaczyna się podróż ich obojga
do wspólnej znajomości oraz czytelnika do świata pełnego psychologicznych
aspektów i relacji, które na zawsze pozostaną w pamięci.
Niewątpliwie oryginalnym zabiegiem jest umieszczenie akcji w
zamkniętym świecie – dużym domu. Tam dzieją się najistotniejsze rzeczy, a wojna
- poza murami tego świata, stanowi tło. Najważniejsze są tutaj ludzkie emocje i
przedstawienie drogi do poznania drugiego człowieka. To plątanina emocji. To
studium miłości – dobrej i złej. Film stoi bardziej po stronie komedii, książka
zaś to głównie dramat – psychologiczny.
Kiedy ginie najbliższa rodzina, Johannes zdaje sobie sprawę,
jak ogromną odpowiedzialność niesie na swoich barkach. Obecność Elsy w domu,
dbanie o jej przetrwanie, stają się jego obsesją. Miesza się tutaj doza miłości,
odwagi, smutku, ale i próżnego działania, na rzecz własnego ja. To związek
ludzi, w którym dominuje pasja i paranoja, przywiązanie i awersja oraz
podległość i letarg. Koniec wojny, dla głównego bohatera, to powód do strachu –
przed stratą i samotnością. „Wielkie niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą
kłamstwo, nie polega nawet na tym, że jest ono nieprawdą, ale że staje się
realne w umysłach innych ludzi”. Doświadczył tego Johannes, gubiąc się w swoim
własnym świecie myśli i działań. Zapomniał, że „to, co najważniejsze w tym
życiu, jest niewidzialne” i zatracił się w swojej ordynarnej postawie próżnego
bohatera. Nazywał miłością to, co raniło. „Dlaczego robiłem dla niej wyjątek?
Dlaczego jej po prostu nie wydałem? To byłby najlepszy sposób na uwolnienie się
od niej”. Tylko czy tak naprawdę tego chciał? Sam zaangażował się w ukazaną
relację – może zbyt mocno. „Bez niej czułem się niekompletny, zredukowany do
połowy jednego ciała, i to nawet przy świadomości brakującego przedramienia i
zamarłej połowy twarzy. Tęskniłem za nią, tej części mnie samego brakowało mi
bardziej niż części utraconych na wojnie. Moje niedostatki znikały, kiedy byłem
z nią – wówczas znów byłem cały, moje istnienie podwajało się, byłem dwojgiem
ludzi, nie jedną osobą, nie połową”. Cytat ten doskonale podkreśla obłęd
kochanka. To aspekt podobny do Młodego Wertera. Johannes chciał nauczyć Elsę
kochać, bojąc się upływającego czasu, zmuszając do zatarcia wspomnień o byłej
jej miłości, myślami krążąc wokół podłych argumentów – „im bardziej rozpaczliwa
stawała się jej sytuacja, tym większe miałem szanse”. To tutaj autorka
doskonale zamknęła wszystko w tej małej przestrzeni – „Wnętrze domu dawało nam
schronienie, ponieważ był on bezpieczny i cichy niczym świątynia”. To co
zewnętrzne - wzbudzało grozę. Było to jednak pozorne szczęście. Błękitne niebo,
uwięzione w przejaskrawionym świecie dobra i spokoju.
Jeśli chcecie dowiedzieć się, do czego doprowadziła ta
relacja, koniecznie sięgnijcie po „Niebo na uwięzi”. Uważam, że pozycja ta jest
naprawdę wybitna i doskonała!
Za książkę dziękujemy Wydawnictwu Zysk i S-ka.
Komentarze
Prześlij komentarz