|
Ja, inkwizytor: Przeklęte Kobiety - Fabryka Słów |
Mordimer nie ma lekko na dzikiej Rusi. Całkiem niedawno stoczył śmiertelną walkę z demonem, zdążył pocieszyć się chwilą spokoju, a tu nadchodzi kolejne wyzwanie. Kniaź Aleksander wszczyna bunt przeciwko rządom księżnej Ludmiły. Nie jest to coś co może być popuszczone płazem, dlatego Ludmiła staje na czele swojej armii zrobić porządek z samozwańcem. W wyprawie nie mogło oczywiście zabraknąć niezawodnego Inkwizytora. O ile bitwa z kniaziem nie okazała się wielki wyzwaniem, to konsekwencje wyprawy wojennej będą boleśniejsze w skutkach zarówno dla księżnej jak i Mordimera. Może się okazać, że nieprędko dane będzie im zajechać do Peczory, a aby tego dokonać znów niezbędne okażą się spiski, podstęp i mroczna magia.
Jacek Piekara utrzymuje styl, który dane nam było poznać w „Przeklętych krainach”. Akcja rozgrywa się dosyć powolnie, zupełnie odmiennie niż w innych pozycjach opisujących przygody Mordimera. Choć trzeba już na wstępie napisać, że dzieje się tu więcej niż w poprzednim tomie rozgrywającym się na Rusi. Więcej walki, pościgów, akcji, knucia i podstępu, rozważania Inkwizytora mimo, że nadal rozległe, nie zajmują aż tyle miejsca co poprzednio. Dodatkowo, mam wrażenie, że nie są one nazwijmy to zapychaczem (co często miało miejsce w „Przeklętych krainach”), a są one bardziej powiązane z aktualnymi wydarzeniami oraz ich efekt ma większy wpływ na rozwój fabuły. Wiem, ze wiele osób narzekało na wolne tempo wydarzeń w Peczorze, tutaj fabuła powoli nabiera tempa.
Historia opisana w „Przeklętych kobietach” nie ma mocnego zakończenia, które finalizuje rozpoczętą fabułę, wydaje się być dopiero wstępem do naprawdę dużej zawieruchy, która rozegra się w kolejnym tomie. Ma to swoje wady i zalety. Z jednej strony nie mamy tutaj tego mocnego przyspieszenia, które było odczuwalne podczas walki z demonem na bagnach, z drugiej strony prawdopodobnie zrekompensowane będzie to w trzecim tomie, gdzie zapowiada się znacznie więcej akcji. Jak będzie w rzeczywistości? Czas pokaże, ja jestem dobrej myśli.
Przygody Mordimera rozgrywające się na Rusi to historie specyficzne, zupełnie inne niż te do których przyzwyczaili się fani serii „Ja, Inkwizytor”. Mi ten styl odpowiada i „Przeklęte kobiety” przeczytałem z czystą przyjemnością. Osoby, które narzekały na tempo w „Przeklętych krainach” mogą nadal nie być usatysfakcjonowani, styl najnowszej pozycji nadal bliższy jest poprzedniczce niż „klasycznym” tomom. Mimo to wydaje mi się, że warto zapoznać się z najnowszą pozycją, chociażby w celu uzupełnienia wiedzy o przygodach Mordimera oraz poznaniu genezy przyszłych wydarzeń na Rusi.
Komentarze
Prześlij komentarz