Mam ostatnio szczęście do książek, po które sięgam. Niepozorna
„Powódź” Pawła Fleszara zaskoczyła swoją konstrukcją, klimatem, historią i
objętością – żałuję, że była tak krótka, a wątki nie zostały odpowiednio
rozwinięte. Wskoczyłam w wir wydarzeń i nie zdążyłam przepłynąć zbyt wiele, a
już dopłynęłam do końca – z wieloma znakami zapytania, ale taki pomysł w
zupełności mi się spodobał.
Jakub wyskakuje z dziewiątego piętra. Co skłoniło go do tak
okropnego samobójstwa? Czy brały w tym udział osoby trzecie? By znaleźć
odpowiedź, trzeba nieźle się skupić i wtopić w szum Krakowa. Miasto jest tutaj
przedstawione zjawiskowo i tajemniczo. Uwielbiam książki, w których tłem są
stare uliczki i kamienice. Wszystko wtedy napędzane jest dodatkowymi trybikami.
Żeby było ciekawiej, mężczyzna ten pozostawia list. „Zły człowiek zabrał Zuzę i
odtąd moje życie straciło sens”. Intryguje, prawda? I o to właśnie chodzi. Za
wszelką cenę chcesz stać się śledczym i poznać wszystkie drogi prowadzące do
Zuzy, Jakuba oraz do ogromu powiązanych z nimi sytuacji. Akcja sama się
napędza, bo na jaw wychodzą okropne fakty, jak chociażby budzące grozę filmy w smartfonie
samobójcy. Na pomoc przychodzi Kris, przyjaciel Kuby z lat młodzieńczych. Czemu
nagle wykazuje swoje zainteresowanie? Wyskakuje jak Filip z konopi, co troszkę
mnie irytowało. Pod koniec jednak zrozumiecie – nie denerwujcie się, że to nie
ma sensu. Krzysztof to ciekawie zarysowana postać. Zawodowy żołnierz, który
kiepsko strzela i zmaga się z nadciśnieniem i nadwagą. Paweł Fleszar nie
zapomniał o nutce humoru, co trzeba uznać za spory plus „Powodzi”. W
łamigłówce, jaka staje się wyzwaniem dla Krisa, pomagają mu nastolatkowie. I
tutaj nie rozumiem, czemu akurat tacy młodzi osobnicy, którym do Sherlocka
Holmesa brakuje naprawdę sporo. Wolałabym dostać na tacy jakichś wykolejonych
znajomych Krzyśka, których obecność wzbogaciłaby fenomenalną opowieść. Stare
Dobre Małżeństwo i ich „Cudne Manowce” wciąż grały mi w głowie: „Jak biec do
końca, potem odpoczniesz, potem odpoczniesz/ Cudne manowce, cudne manowce,
cudne, cudne manowce”. Tak samo obezwładniała mnie groźna powódź. Biegłam w
książce do mety i nie chciałam odpoczywać, a autor wciąż zwodził mnie na
manowce. Dlatego bardzo cieszę się, że trafiłam na taką pozycję. We wstępie
mówiłam też o ciekawej konstrukcji – oryginalnej i niespotkanej wcześniej
przeze mnie. Przed każdym z rozdziałów mamy wycinki z gazet oraz kartki z
kalendarza. Obiecujący zabieg, który był odskocznią od śledztwa.
Uważam, że „Powódź” to świetny debiut literacki. Odnajdą się
tutaj miłośnicy Krakowa, kryminału, muzyki rockowej i wojska. Snuff movies i darknet oraz handel
kobietami to trudna tematyka, ale nie zabraknie tutaj sporej dawki humoru czy
opowieści o Indianach. Polecam, naprawdę polecam.
Świetny klimat!
OdpowiedzUsuńOj tak, klimat niesamowity!
Usuń