"Szlam"
Andrzej Mathiasz
Wydawnictwo Replika
2020
Recenzja przedpremierowa
Premiera: 26 maja 2020
Szlam powoli osadza się na powierzchni. Jeśli słyszysz
początek wyliczanki: Raz, dwa, trzy… - jesteś już częścią tej historii. Musisz
poradzić sobie w tej przepełnionej marazmem sytuacji. Nie jest łatwo. To nie
przestrzeń dla każdego. Zawiesina zła i druzgocących informacji pokrywa Twoją
wyobraźnię. Spory potencjał, z ogromnym początkowym uderzeniem, który gdzieś
się rozmywa. Bywa. Trzeba dać mu szansę i czytać. Osobiście jestem miłośniczką
kryminałów. Wiem, że wielu z Was nie pała miłością do tej grupy, bo
przewidywalna, bo wciąż schematyczna, bo nudna i zapełniona identycznymi
bohaterami, o tych samych troskach i problemach. Ja to lubię. Choć zlewają mi
się czasem te wszystkie fabuły w jedną całość i już sama nie wiem, kto, gdzie,
co i jak, to zawsze z radością piję kawę i szperam w swoich czytelniczych
notatkach, by znaleźć zabójcę.
„Szlam” to bomba, która na samym początku wciąga w wir
wydarzeń. Szkoda, że później troszkę to wszystko wylewa się nie tam, gdzie
trzeba, bo robi się zbyt rozwlekłe i mdłe. Jest jednak coś, co sprawia, że
szala zdecydowanie przechyla się na te pozytywne aspekty. Chodzi o to, że to
dzieło, pośród tak wielu kryminałów, które już spotkałam, nie wymknie się tak
szybko z mojej pamięci. Taką przynajmniej mam nadzieję. Nie zapomnę mojego
obrzydzenia i zdegustowania – fragmenty ludzkiego ciała wiodące tutaj prym, to
zbrodnia dość niepowtarzalna. Sami musicie się przekonać sięgając po książkę
Pana Andrzeja Mathiasza.
Autor przenosi nas do lubelskich uliczek. Jest to
przedstawione naprawdę zgrabnie, a ja zwracam sporą uwagę na klimat
miejsca, w którym dzieje się cała akcja.
Widać gołym okiem, że wymienione miejsca są znane, można chadzać nimi niczym w
rzeczywistości. Takie przynajmniej odniosłam wrażenie, co uwielbiam. Na
starówce, dwie młode dziewczyny natrafiają na brutalnie potraktowany fragment
ludzkiego ciała. Tutaj wciąga nas wir wydarzeń. Lawinowo odnajdujemy resztę
zwłok mężczyzny, a każdy następny dzień przynosi kolejne trupy. Jest brutalnie.
Jest mocno. Zahaczamy o zbrodnie na tle seksualnym, więc temat ciężki i wbijający
w ziemię. Dochodzenie zaczyna prowadzić Adam Szmyt, którego polubiłam. To mi
wystarcza. Taką stawiam poprzeczkę, czytając kryminały. Jeśli lubię głównego
bohatera, to jest to kamień milowy w całej toczącej się zagadce. Może
zmieniałbym fakt, że został on przeniesiony w to miejsce, bo „coś tam” – to spotykam
niemal w każdej książce tego typu. Nie przeszkadza mi też fakt, że
schematycznie, pomagają mu dwie ambitne policjantki, bo je również „polubiłam”.
Podsumowując – zabójca jest nieuchwytny. Wiadomo, że trzeba czekać końca, by go
poznać. Choć zakończenie mnie nie usatysfakcjonowało, to z chęcią śledziłam
kolejne morderstwa i zastanawiałam się, kto za tym stoi.
Jedyne co zmieniłabym w „Szlamie” to powtarzające się
sytuacje, które na początku nie dają zbyt wiele o sobie znać, ale już przy
końcu troszkę denerwują. Wciąż powtarzany żart, najzwyczajniej w świecie już
nie śmieszy. Całość jednak zgrabnie polecam. Jest sporo krwi. Nie odczuwa się
spokoju, bo ciągle ktoś umiera. Są bohaterowie, którzy bronią się rękami i
nogami przed nudnym ich odbiorem, a co najważniejsze, są fragmenty, które
wyraźnie podkreślają ich walkę o swoje własne ja i odnoszą się do
psychologicznym aspektów ludzkiego istnienia.
Tak – to kryminał, jeden z wielu, które przeczytałam i po które na pewno
jeszcze sięgnę tysiąc razy. Ma w sobie ogromny potencjał, troszkę
zaprzepaszczony, ale pewnymi elementami odskakuje od tej schematycznej scenerii
i wiem, że zapamiętam go na długo, co powinno samo w sobie zachęcić Was do
sięgnięcia po ową książkę.
Za książkę dziękujemy Wydawnictwu Replika.
Komentarze
Prześlij komentarz