Przejdź do głównej zawartości

Polecane

Świat Akwilonu. Orki i Gobliny, tom 4. Sa’ar - recenzja

  W październiku Wydawnictwo Egmont uraczyło czytelników kolejnym, czwartym tomem z serii Orki i Gobliny , który koncentruje się na przeszłości goblina Sa’ara – sprytnego członka plemienia Rybojadów z mokradeł. Sa’ar dorastał w przekonaniu, że jego życie nie będzie różnić się od losu jego przodków. Wszystko jednak zmieniła tragedia niewoli, niewolniczej pracy w niegodnych warunkach… oraz spotkanie z Ursrem, który uwikłał go w wydarzenia prowadzące do pełnej napięcia ucieczki. Podczas pracy w trudnych warunkach Sa’ar nauczył się, że świat nie wybacza słabości – tylko najpotężniejsi zdobywają wpływy, a słabi wykonują ciężkie prace. Po brawurowej ucieczce z Ursrem, Sa’ar wnika głęboko w świat przestępczy Miasta Mieszańców, gdzie zaczyna rozwijać swoje talenty i stopniowo rośnie w siłę. Jego droga pełna jest niebezpieczeństw z motywami przypominającymi wątki znane z komiksów DC o Pingwinie. Tak jak w przypadku Pingwina, Sa’ar przechodzi przemianę – ze zwykłego goblina przekształca się w po

"Slade House" David Mitchell

 

Z ogromną chęcią zaangażowaliśmy się w Kafkański Abonament Wygłodniałego Czytelnika! Ciągle czujemy książkowy głód i wspieramy ludzi, którzy kochają książki całym swoim sercem. Ta Księgarnia w Toruniu to coś pięknego! Kiedy przyszła do nas pierwsza paczka niespodzianka – cieszyliśmy się jak dzieci. Serio! Do tego stopnia, że właśnie oczekujemy na kolejną – już zacieramy rączki – jutro powinna być z nami. Taki Abonament Wygłodniałego Czytelnika pozwala rozszerzać czytelnicze horyzonty, a propozycje, które podsyłają pracownicy Kafki i Spółka są przez nich sprawdzone. Świetna sprawa. Tak trafił do nas „Slade House”, po którego pewnie bym nie sięgnęła, a tak wyruszyłam w niesamowitą przygodę.

Nie czuję się kompetentna, by recenzować ową książkę. Jest ona dla mnie perłą, wśród tych, które już czytałam w swoim życiu, ale wiem, że muszę przysiąść do niej jeszcze co najmniej jeden raz, by zrozumieć w całości, by wynieść z niej jak najwięcej. Osobiście, nie była to dla mnie łatwa lektura, ale… wtopiłam się w nią całkowicie. Przewracałam strona za stroną, odczuwałam nieziemski niepokój i wiedziałam, że za rogiem czai się spore zagrożenie. Klimat jaki stworzył David Mitchell jest po prostu nie do podrobienia. Robotę robi fabuła, postaci i sposób, w jaki napisany jest „Slade House”. Jak dla mnie to język naprawdę dopracowany, wiele tutaj szczegółów, odniesień. Na każdej stronie wylewa się inteligencja twórcy. Choć możesz pomyśleć, że to książka nie dla Ciebie – nic bardziej mylnego. Uważam, że każdy znajdzie w niej cząstkę siebie.

To była uczta wyobraźni. Zdecydowanie. Czuję, że nie do końca zrozumiałam samo zakończenie, które dla mnie było otwartą księgą. Pragnę jeszcze raz sięgnąć po to dzieło, by zrozumieć bardziej. Z chęcią zaangażowałabym się w jakąś dyskusję, by przeanalizować swój tok myślenia.

Lektura zagwarantuje Wam powiew niepokojącej grozy. Jest tutaj tajemnicze wejście do Slade House. Drzwi otwierają się tylko co jakiś czas. Zaproszeni goście, są tymi wybranymi. Pragną tam być. Po czasie ich odczucia diametralnie się zmieniają. Wtedy już nie ma ucieczki. Każda zaś osoba, która pozna tajemnicę tego miejsca, jest połączona z kolejną, która ma to miejsce poznać.

„- Dziećmi, które żyją w swoim własnym czasie, robią swoje rzeczy, a ja je podsłuchuję. Jakby skrzyżowały się linie telefoniczne naszych czasów. Ściana między naszym „teraz” i ich „teraz” jest cieniutka. I tyle”. Zostawiam Was z tym cytatem, by zachęcić, że naprawdę warto.   

 

Komentarze

Popularne posty

Łączna liczba wyświetleń