Przejdź do głównej zawartości

Polecane

Chwała klanom. Narady w kiltach - recenzja

  „Chwała klanom. Narady w kiltach” to prosta i szybka gra karciana, w której liczy się spryt i umiejętność planowania. Gracze dokładają karty i żetony, rywalizując o zdobycie jak najlepszych wyników na koniec partii. Zasady są bardzo proste, co czyni ją idealną dla rodzin, młodszych oraz początkujących graczy. Rozgrywka wymaga jednak kombinowania – trzeba uważnie obserwować przeciwników i podejmować ryzyko, by maksymalizować swoje szanse. Ciekawym elementem jest system żetonów, które decydują o przydziale kart na koniec gry. Dzięki temu każda decyzja ma znaczenie, a zabawa jest pełna interakcji. Losowość może czasem utrudnić zadanie, ale daje też okazję do sprytnego manewrowania. Gra jest bardzo ładnie wydana, z klimatycznymi ilustracjami i szkockim akcentem. Niestety, w pudełku jest trochę „powietrza”, ale sama zawartość nadrabia jakością. „Chwała klanom” to świetny wybór na szybkie rozgrywki w gronie rodziny czy znajomych. Jest prosta, dynamiczna i wciągająca – idealna do kolekc...

"Rok szarańczy" Terry Hayes

 



    „Rok szarańczy” to powieść, na którą czekałam ponad trzy lata. Terry Hayes zaskarbił sobie mój podziw „Pielgrzymem” i od tamtej pory zdecydowanie częściej sięgam po pozycje o szpiegowskiej i terrorystycznej tematyce. Nadal uważam, że na tym polu Terry Hayes nie ma sobie równych.
    „Rok szarańczy” w dużym skrócie opowiada o tym jak jeden z agentów specjalnych od Regionów Niedostępnych wyrusza na misję, której celem jest zdobycie informacji o planowanym ewenemencie – groźnym zdarzeniu terrorystycznym o globalnym zasięgu. Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Nasz bohater wpada w ręce przywódcy Armii Czystych, który powinien był zginąć w zamachu rakietowym. Jako jeniec poznaje bardzo ważne informacje, które mogą ocalić wiele istnień, dlatego robi wszystko by przeżyć i uciec. Nie będę zdradzać więcej szczegółów żeby nie psuć zabawy, ale mogłabym bardzo długo opowiadać o tej książce.
    Podobnie jak „Pielgrzym” tak i ten tytuł to dość spora gabarytowo książka na kilka wieczorów. I ponownie nie wydała mi się rozwleczona. Mówiąc szczerze mam wrażenie, że każdy akapit był ważny i miał swój cel. Każda dygresja i retrospekcja miała swoje uzasadnienie, które w efekcie stworzyły niepowtarzalny nastrój i skrupulatnie dopiętą całość. W trakcie lektury był jednak jeden element, który nie przypadł mi do gustu. Nastawiłam się na racjonalną opowieść o kulisach pracy terenowego agenta CIA. Taką gdzie tygodniami szykuje się jedną akcje, gdzie niebezpieczeństwo nie odpuszcza a odniesione rany nie goją się od razu tylko realnie zagrażają życiu. Pojawił się natomiast pewien element bardziej pasujący do książki science fiction. Choć przyznam, że ostatecznie ładnie się wszystko zgrało.
    Od początku też polubiłam Ridleya Kane'a Bardzo zaimponowało mi to, że wbrew procedurom CIA postanowił zachować się jak człowiek a nie jak agent. W ten sposób dramatycznie zmniejszył swoje szanse na przeżycie i zaprzepaścił dalszą karierę a mimo to nie żałował swojego wyboru. Ridley to inteligentny, wytrzymały i oddany swojej pracy mężczyzna, który potrafi zdać się także na intuicję.
    Podsumowując „Rok szarańczy” to solidna porcja emocji, wciąga na długie godziny i nie zawodzi oczekiwań. Obie książki Terry'ego Hayesa nie są ze sobą fabularnie związane, więc nie trzeba wcześniej sięgać po „Pielgrzyma”

Za książkę dziękujemy Wydawnictwu Rebis.

Komentarze

Popularne posty

Łączna liczba wyświetleń